Galeria Arsenał
"Do zobaczenia po rewolucji. Wystawa na 100-lecie Bauhausu"
19.10.2019 - 18.12.2019
Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego
APEL
Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy przygotowuje wystawę monograficzną Karola Mondrala (1880-1957), grafika i malarza oraz pedagoga związanego m.in. ze środowiskiem artystycznym dwudziestolecia międzywojennego w Bydgoszczy (w latach 1921-1932). Ekspozycja będzie pierwszą tak pełną prezentację dzieł artysty, którego twórczość po raz ostatni była przedstawiona na wystawie w 1959 roku. Planowana wystawa będzie obejmowała grafikę artystyczną, ekslibrisy, nieliczne zachowane rysunki i obrazy oraz sporadycznie wykonywane rzeźby. Muzeum zwraca się z prośbą o udostępnienie materiałów związanych z Karolem Mondralem oraz informacje o jego pracach. Informacje można przesyłać na adres: barbara.chojnacka@muzeum.bydgoszcz.pl
[zwiń]
Galeria Miejska bwa
Aleksandra Sojak-Borodo, "Mrówkowiec nad Balatonem"
24.10.2019 - 15.12.2019

Dialog, głupcy!
Zarządzanie polską kulturą
Łukasz Murzyn
Coraz wyraźniej rozbrzmiewają
ostatnio głosy, mówiące o konieczności dialogu pomiędzy od zawsze
skonfliktowanymi obszarami naszej kultury. Staje się jasne, że bezwzględna
wojna nadwiślańskich kulturowych „plemion” nie może prowadzić do całkowitego
zwycięstwa jednej ze stron bez generowania kosztów bezprawnego wykluczania z
uczestnictwa w kulturze części współobywateli.
Takie bezprawne wykluczenie
konserwatystów obserwowaliśmy w epoce dyktatu lewicowo-liberalnego. Takie samo
bezprawne wykluczenie obywateli o poglądach lewicowych i liberalnych jest dziś
– w roku 2019 – pokusą części elit konserwatywnych. Na eskalacji tak
ustawionego konfliktu społecznego cierpi nieodmiennie idea kultury polskiej
jako całości, co z kolei rujnuje nas jako wspólnotę. (...) Polskie elity w
sposób prosty reprezentują na krajowej scenie interesy głównych graczy
światowej polityki. Polski wyborca decyduje zasadniczo jedynie o tym, u czyjej
klamki będziemy wisieć w kolejnej kadencji.
Jak ten ponury obraz ma się do
kultury? Przełożenie jest bezpośrednie. Każda władza, niezależnie od różnych w
tym względzie deklaracji, prowadzi przecież jakąś politykę kulturalną. W
efekcie za rządów lewicy i liberałów dryfujemy ku autokolonialnemu uwielbieniu
głównego nurtu europejskiej myśli lewicowej i liberalnemu rozluźnieniu w sferze
obyczajowej. Za rządów PiS natomiast wmawiamy sobie, że kultura chrześcijańska
oraz spuścizna I i II Rzeczypospolitej są jakoś szczególnie zbieżne z programem
politycznym amerykańskich republikanów. Tak czy inaczej, wychodzi głupio,
wychodzi źle i my na tym źle wychodzimy. W obu orientacjach podobnie, padamy
ofiarą zasady „dziel i rządź”.
Co zatem powinniśmy zrobić, aby
przełamać ten zniewalający schemat?
Łukasz Murzyn, z cyklu „Adwent”, 2008, fotografia cyfrowa, dzięki uprzejmości artysty
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Homo Metaphysicus
„Metafizyka obecności...” w krakowskim Muzeum Archidiecezjalnym
Joanna Winnicka-Gburek
Wystawa „Metafizyka obecności.
Inspiracje religijne w dziełach artystów krakowskich 2000-2019”, otwarta na początku
listopada w Muzeum Archidiecezjalnym im. Jana Pawła II w Krakowie, jest
kolejnym etapem zakrojonego na szerszą skalę projektu artystyczno-naukowego,
realizowanego przez Wydział Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Nowo
powstała Pracownia Badań nad Ikonosferą realizuje projekt „Rzeczywistość
materii a obecność transcendencji w wybranych dziełach polskiej sztuki
współczesnej”. Preludium do dzisiejszych wydarzeń była ubiegłoroczna wystawa
„Obecność” w Galerii Krypta u Pijarów. W planach na najbliższe lata jest
rozszerzenie projektu – najpierw ukazanie inspiracji religijnych w sztuce
polskiej, później obszaru Europy Środkowo-Wschodniej. Przy uwzględnieniu różnic
branego pod uwagę zakresu tematycznego i przestrzennego, projekt jest
kontynuacją samodzielnych badań, podjętych w połowie lat 90. przez Renatę
Rogozińską, zwieńczonych obszerną publikacją („W stronę Golgoty. Inspiracje
pasyjne w sztuce polskiej w latach 1970-1999”, Poznań 2002). Hasło promujące wystawę może
początkowo wprawiać w konsternację większość odbiorców nieposiadających
wykształcenia filozoficznego. Ci zaś, którzy są filozofami, najprawdopodobniej
mają krytyczny stosunek do metafizyki, a w szczególności do metafizyki
obecności.
Jacek Hajnos, „In persona Christi”, 2018, akryl, 80 x 100 cm, materiały prasowe Muzeum Archidiecezjalnego w Krakowie
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Kilka dobrych obrazów
Promocje 2019
Karolina
Staszak
Kiedy spotkaliśmy się w ramach
obrad jury 29. Ogólnopolskiego Przeglądu Malarstwa Młodych Promocje 2019, byłam
świeżo po obejrzeniu doskonałego filmu „Van Gogh. U bram wieczności” Juliana
Schnabla. Nie jest to film biograficzny, ale opowiadający o samej naturze
tworzenia. Van Gogh, uważany powszechnie za prekursora ekspresjonizmu, ukazany
w nim został jako zaprzeczenie artysty awangardowego, który stawia siebie w
centrum własnej twórczości i pragnie zacząć wszystko od nowa – takim twórcą
jest przeciwstawiony mu Gauguin. Dzieło Schnabla pokazuje nam dwa typy artysty,
dwa ideały twórczości, które w polskiej krytyce artystycznej opisał Janusz
Krupiński – ideał mocy i ideał łaski. Gauguin postuluje zerwanie z naturą i
tradycją, wzywa do rewolucji. Van Gogh – wpatrzony w naturę, kochający wielkich
mistrzów szybkiego malowania, wdzięczny za każdy dobry obraz, który mógł
zobaczyć – także chce dać ludziom (swym braciom – jak mówi) nowe malarstwo, a
nim nadzieję i pocieszenie, jednak wie, że jest pośrednikiem, nie zaś źródłem
wizji.
Pośród obrazów, nad którymi
dyskutowaliśmy, nie szukałam oczywiście nowego Van Gogha, ale nie mogłam pozbyć
się z głowy tych dwóch ideałów twórczości, zastanawiając się, co myślą o swoim
malowaniu młodzi artyści. Czym jest dla nich akt twórczy? Jakie znaczenie ma
dla nich fakt, że są malarzami? Jaką mają refleksję na temat natury, tradycji,
medium? Co chcieliby dać swoim odbiorcom? Jaki mają do nich stosunek? Czy za
wcześnie na takie pytania? Wierzę, że nie. Wierzę, że należy je stawiać od
samego początku, nawet jeśli tymczasowo frustruje brak zadowalającej
odpowiedzi.
Przemysław Garczyński (ASP Gdańsk), „Pokój czyli Niebo”, 2018, akryl na płótnie, 300 x 100 cm; Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 29. Ogólnopolskiego Przeglądu Malarstwa Młodych Promocje 2019, fot. materiały prasowe Galerii Sztuki w Legnicy
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Bądź sobą, inni są już zajęci
Daniel Lismore w Poznaniu
Wojciech
Delikta
Od kiedy fundacja Art Stations
Grażyny Kulczyk opuściła mury poznańskiego Starego Browaru, wystawy w
tamtejszej Galerii na Dziedzińcu (kreowane przez nowych włodarzy) nabrały
charakteru, z którym licuje pojęcie „pop”. Według definicji zaproponowanej w
1957 roku przez Richarda Hamiltona, pop jest „produkowany masowo, młody,
dowcipny, sexy, efekciarski, olśniewający i wielkobiznesowy”. Taką właśnie
naturę miały ekspozycje Davida LaChapelle’a, Zdzisława Beksińskiego czy
Ryszarda Kai. Obliczone na przyciągnięcie jak najliczniejszej grupy
zwiedzających oraz trafiające w gusta większości, zasłużyły na miano
popularnych. Podobną strategię – bardziej marketingową aniżeli kuratorską –
obrali organizatorzy aktualnej wystawy: „Jestem dziełem sztuki” Daniela
Lismore’a. W browarniczej galerii zaprezentowano ubiory 35-letniego
Brytyjczyka, którego amerykański „Vogue” opisał jako „najbardziej
ekscentrycznego człowieka Anglii”. Już sama ekstrawagancja (codziennego – co
należałoby podkreślić) stroju Lismore’a stanowi wabik na publiczność,
zaciekawioną jego dziwnością. Zanętę znajdziemy także w tekście reklamowym (bo
nie kuratorskim), w którym padają nazwiska znanych zagranicznych gwiazd,
„uznających Daniela Lismore’a za wybitnego i intrygującego artystę”. Na domiar
tego, jak magnes działać ma tytuł pokazu – niebezzasadny, jednak potraktowany
przez organizatorów z nonszalancją. Tymczasem moda Lismore’a, jak i on sam,
zasługują na znacznie głębszą refleksję, bowiem o ich wartości oraz znaczeniu
nie przesądzają opinie gwiazd, afektowane hasła czy reklamowe przynęty.
Wystawa Daniela Lismore’a w Starym Browarze, fot. „Arteon”
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Klęska urodzaju
Jan Hrynkowski w MNK
Agnieszka Salamon-Radecka
Swego czasu, jako potencjalny
widz, wyrażałam potrzebę zapoznania się z dorobkiem artystów o kluczowym dla
rozwoju polskiej sztuki XX wieku znaczeniu, zaprezentowanych w postaci
monograficznych wystaw. Oglądając przygotowaną w Muzeum Narodowym w Krakowie
prezentację poświęconą nieco zapomnianemu w ostatnich latach, czołowemu
przedstawicielowi krakowskich formistów, Janowi Hrynkowskiemu (1891-1971),
powinnam więc poczuć się usatysfakcjonowana. Jednakże ta niezmiernie obfita i
różnorodna ekspozycja wywołuje we mnie rodzaj konsternacji. Wystawa
zatytułowana „Jan Hrynkowski. Opowieść artysty” jest bodaj pierwszą od ponad
pięćdziesięciu lat monograficzną prezentacją jego spuścizny artystycznej.
Poprzednia zorganizowana została w warszawskiej Zachęcie w 1966 roku, w
pięćdziesięciolecie pracy twórczej Hrynkowskiego. Pokazano wówczas ponad 150
obrazów, rysunków, grafik i rzeźb jego autorstwa. Obecna, o wiele większa, poza
jego dorobkiem, obejmującym prace powstałe od pierwszych lat XX wieku aż po rok
1971 (ostatnim obrazem Hrynkowskiego prezentowanym w Krakowie jest akwarelowy
„Pajacyk” z 1971 roku), pokazuje także dzieła artystów jemu współczesnych oraz
dokumenty i fotografie pochodzące z jego archiwum rodzinnego, w większości po
raz pierwszy udostępnione przez wdowę po artyście – malarkę Bogusławę
Hrynkowską, jego trzecią żonę. Jednakże to zrozumiałe ze wszech miar założenie
– wielokontekstowego ukazania twórczej sylwetki Hrynkowskiego – stało się też
przekleństwem tej wystawy. Jest ona po prostu zbyt obszerna. Po pewnym czasie
widz jest najzwyklej w świecie zmęczony liczbą wystawionych prac, mimo że
ciekawych, nierzadko też prezentowanych po raz pierwszy. Mało tego, nawet gdyby
autorzy wystawy ograniczyli się do pokazania jedynie dzieł samego
Hrynkowskiego, to też jest ich tak dużo, że i tak należałoby przeprowadzić
selekcję – ograniczyć się do tych najistotniejszych, naprawdę kluczowych dla
jego twórczych poszukiwań.
Jan Hrynkowski, „Portret żony”, 1967, własność prywatna, fot. materiały prasowe MNK
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Poeta codzienności
Retrospektywa Pierre’a Bonnarda w Wiedniu
Grażyna
Krzechowicz
Dzięki współpracy trzech
międzynarodowych instytucji – Tate, Ny Carlsberg Glyptoteki i Kunstforum – po
raz pierwszy w Wiedniu można oglądać obszerną wystawę retrospektywną
niezwykłego malarza, Pierre’a Bonnarda. 116 artefaktów, w tym obrazów, a także
szkiców rysunkowych i prywatnych zdjęć z archiwum artysty, ubezpieczonych na
prawie pół miliarda euro, pozwala zapoznać się z jego życiem i twórczością.
Punkt ciężkości wystawy położony został na obrazy pochodzące z dojrzałego
okresu, związanego z pobytami artysty, a później stałym zamieszkaniem na
Lazurowym Wybrzeżu.
Urodzony pod Paryżem w 1887
roku, w rodzinie wysokiego urzędnika ministerialnego, Pierre Eugène Frédéric
Bonnard miał początkowo pójść w ślady ojca, studiując prawo, które jednak
szybko zamienił na studia artystyczne i życie paryskiej bohemy, odnosząc od lat
90. XIX wieku sukcesy jako współzałożyciel grupy nabistów. Guillaume
Apollinaire w 1910 roku wyrażał się z najwyższym uznaniem o jego malarstwie jako
„zmysłowym i pełnym prostoty życia”. Słynna Misia Godebska Edwards zamówiła u
Bonnarda w tym czasie aż cztery obrazy do swego paryskiego mieszkania, a
rosyjski kolekcjoner Iwan Morozow trzy panele do swojej rezydencji w Moskwie.
Kubiści i surrealiści, z którymi Bonnard nie chciał mieć nic wspólnego,
dystansując później nabistów, przykleili Bonnardowi etykietkę „ostatniego
impresjonisty”.
Pierre Bonnard, „Die Wanne (Das Bad)”, 1925, Öl auf Leinwand, 86 × 120,6 cm, materiały prasowe Kunstforum Wien
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Poprzez i poza
„Geo. Migracje transgraficzne” w BWA Kielce
Kajetan
Giziński
Wystawa „Geo. Migracje
transgraficzne” to już trzecia prezentacja, zrealizowana w ramach badań
statutowych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Cykl zainicjowany
przez artystkę Teresę Annę Ślusarek tworzy nowe konteksty dla grafiki.
Wychodząc od bardzo szerokiej definicji tejże, kuratorka aranżuje skomplikowane
ideowo ekspozycje, mające zgłębić tajniki tej dziedziny, włączając jednak w
kolejne odsłony projektu prace sytuujące się gdzieś na peryferiach grafiki, co
może budzić zastrzeżenia. Głównym założeniem tych wydarzeń, traktowanych jako
badanie, jest właśnie rozszerzanie jej pola. Cel działań wytyczony przez
organizatorów zawiera się w samym tytule. „Migracja”, czyli wychodzenie poza
dane terytorium w poszukiwaniu lepszych warunków, oraz „trans”, również jako
odmienny stan świadomości, ale przede wszystkim jako przedrostek oznaczający
przez, poprzez i poza.
Krystyna Szwajkowska, „Struktury życia XLIII. Globalne ocieplenie”, 2019, druk wypukły, szablon, 100 x 70 cm, materiały prasowe BWA Kielce
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Odkrywanie przemilczanego
„Siostry prerafaelitki” w The National Portrait Gallery
Karolina
Greś
Można powiedzieć, że w centrum
uwagi przełomowej wystawy w The National Portrait Gallery znalazły się siostry,
żony, kochanki, modelki, pomocnice prerafaelitów. Nie byłoby to stwierdzenie
błędne – rzeczywiście związek z jego przedstawicielami jest czynnikiem łączącym
te jakże różne kobiety, jednak głównym celem przeglądu stało się ukazanie ich jako
silnych jednostek, oddziałujących na siebie wzajemnie oraz na otoczenie. (...)
Narracja dotyczy dwunastu kobiet. Są to: malarki – Joanna Wells (jej prace
wystawiane były m.in. w Royal Academy, zmarła w wieku 30 lat, wydając na świat
trzecie dziecko), Marie Spartali Stillman, Evelyn de Morgan (reprezentowała
późną fazę prerafaelicką, była pacyfistką, sufrażystką, jako córka earla
naraziła się na skandal, zajmując się zawodowo sztuką, odniosła jednak sukces w
The Grosvenor Gallery), Georgiana Burne-Jones, Effie Millais (była żona
Ruskina), Elizabeth Siddal (również poetka, żona Rossettiego, która umarła w
wieku 29 lat w wyniku przedawkowania opium), Maria Zambaco (kochanka
Burne-Jonesa, który porzucił dla niej żonę; zachowała się wstrząsająca
historia, kiedy po narodzinach pierwszego dziecka malarz wyrzucił swoją żonę,
Gertrude, ze swojej pracowni, pozwalając jednak tam przebywać Zambaco), a także
modelki – Fanny Cornforth, Christina Rossetti (poetka, siostra Dante Gabriela),
Jane Morris, Annie Miller i Fanny Eaton (córka niewolnicy i najprawdopodobniej
plantatora, która dzięki swojej unikalnej urodzie stała się ulubienicą
malarzy). Zaprezentowane zostały ich obrazy, fotografie, rękopisy i rzeczy
osobiste. Twórcom wystawy udało się utrwalić to, co mogło na zawsze popaść w
niepamięć. Odkryli wizerunki kobiet, unikając ich idealizacji czy ukazania jako
męczennic, a o to nie było trudno. Kuratorzy pokazali silne kobiety, tworzące,
uczące się, osiągające sukcesy, ale i ponoszące porażki. Zdradzane i
zdradzające, w szczęśliwych i toksycznych związkach. Rodzące dzieci, borykające
się z tragedią ich śmierci. Na przekór społecznym oczekiwaniom walczące o
własne istnienie.
Jane Morris at Tudor House (Mrs William Morris posed by Dante Gabriel Rossetti, 1865), John Robert Parsons, 1865, Bromide print, © The National Portrait Gallery, London
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Światłoczułość
Rekomendacje - Dariusz Milczarek
Marcin
Krajewski
W malarstwie Dariusza
Milczarka, gdy zobaczyłem je po raz pierwszy (zarówno za pośrednictwem
cyfrowych reprodukcji, jak również, nieco później, na żywo), pragnąłem widzieć
przedłużenie wielowiekowej tradycji caravaggiowskiego maniera tenebrosa,
nowoczesną reinterpretację barokowej sztuki światła i cienia. Moje oko,
zaślepione przez wiedzę wyniesioną ze studiów i doświadczenie w pracy z
obrazami, próbowało mi wmówić, że patrzę na ostre kontrasty tego, co jasne z
tym, co ciemne. Długa i niezwykle inspirująca rozmowa z artystą uświadomiła mi,
jak bardzo się myliłem. Dariusz Milczarek tworzy swoje obrazy w dość
egzotycznej w dzisiejszych czasach technice tempery żółtkowej. Choć początkowo,
jeszcze w okresie studiów, do malowania używał popularnych farb olejnych, to
jednak szybko zorientował się, że nie pozwalają mu one na osiągnięcie
zaplanowanych efektów malarskich. Obraz olejny wydawał mu się zbyt gładki,
śliski, błyszczący, przesadnie ekspresyjny. Niepomiernie drażnił go fakt, że
technika olejna pozwala na przemalowywanie obrazów, ukrycie błędów,
zamaskowanie potknięć. Od zawsze uważał, że obraz należy akceptować ze wszystkimi
jego mankamentami – bo tylko wtedy jest w nim prawda. W archaicznej technice
tempery, którą doskonalił przez wiele lat, odnalazł wszystko to, czego szukał:
charakterystyczną matowość obrazu, surowość, możliwość szybkiego malowania za
pomocą kolejnych warstw i wreszcie – mozolny, mechaniczny, niemal mantryczny,
benedyktyński sposób pracy, który, w dziwnie przyjemny sposób, odcina go od
świata zewnętrznego i sprawia, że sam zanurza się wyłącznie w rzeczywistości
powstającego dzieła.
Dariusz Milczarek, „Pomiędzy”, 2017, tempera żółtkowa na płótnie, 120 x 160 cm, dzięki uprzejmości artysty
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Zapach Bożego Narodzenia
O zapachu w sztuce
Zbigniew J. Mańkowski
Wzrok jest potentatem zwłaszcza
w sztuce. Jak pachnie w niej Boże Narodzenie? Otóż, namalowane narodziny Chrystusa
pachną z trudem i tylko wtedy, kiedy mamy wyobraźnię synestezyjną, czyli jeśli
potrafimy temu, co narzuca się wzrokowi, przypisać jakieś jakości –w tym
przypadku – zapachowe. Weźmy na początek „Boże Narodzenie” Roberta Campina (ok.
1425), na którym widnieje szopa wpisana w dość realistycznie ukazany krajobraz
z wyraźnymi cechami charakterystycznymi dla średniowiecznego miasta, z zamkiem
w tle oraz okazałymi wieżami bramnymi strzegącymi przedzamcza. Raczej nie ma tu
wiele okazji do wąchania, ale może pachną porastające okolicę liczne drzewa?
Czy spójrzmy – bo znowu nie powąchajmy – na Sandra Botticellego „Pokłon Trzech
Króli” (ok. 1485-1486). Tu z kolei – wbrew przekazom – nie tylko nie ma lichej
stajenki i ubóstwa, jest natomiast wizualny splendor elementów klasycznych ruin
i soczystej zieleni południowego krajobrazu. A wobec tego byłoby i co wąchać!
Ale jest przede wszystkim co oglądać: teatr narodzin przyszłego Króla świata
nosi jednak znamiona wizualnego bogactwa północnych Włoch. Czy wreszcie zwróćmy
uwagę na „Pokłon pasterzy” Giorgiona (1505–1510). Tu wielki malarz daje wyraz
apokryficznej wiedzy, jakoby dziecię-Bóg narodziło się w jaskini i, jak to u
tego tajemniczego mistrza, wydarzeniu towarzyszy bogactwo stającej się i
zapewne pachnącej natury – czuję intensywną woń wody i wyrazisty aromat krzewu
laurowego.
Jak pachniała
owa silnie narzucająca się europejskiej wyobraźni stajenka, w której urodził
się Chrystus? Musiała mieć swój zapach! Zapach wyrazisty i silny zarazem –
wszak była miejscem schronienia wspólnym dla ludzi i zwierząt. Na pewno nie
według naszych europejskich wyobrażeń – także tych mocno utrwalonych w
ikonografii.
Gorgione, „Pokłon pasterzy”, 1500-1510, olej na desce, 91 x 111 cm, National Gallery of Art, Washington, źródło: internet
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Biżuteria stołu
Dizajn kulinarny
Alicja
Wilczak
Sztuka związana ze spożywaniem
posiłków, prezentacją i podawaniem potraw oraz dekoracją stołu jest domeną
wielu sfer rzemiosła, projektowania, wzornictwa i obyczaju. L'art de la table
to zarówno zastawa stołu, jak i sposoby serwowania jedzenia, wyznaczane przez
kulturowe kody. Biżuteria to z kolei ozdoby ciała kojarzące się z rzemiosłami
związanymi z obróbką metali i z jubilerstwem. Ale twórcy zajmujący się
biżuterią artystyczną mają w swoim dorobku także realizacje zastawy stołowej
lub projekty z motywami odnoszącymi się do kulinariów.
Jedna z najważniejszych
prezentacji współczesnej sztuki złotniczej o tej tematyce została zrealizowana
w 1996 roku w Galerii Sztuki w Legnicy na wystawie „Srebra stołowe i nie
tylko...”. Głównym założeniem tej wystawy było ukierunkowanie na unikatowe
obiekty wykonane w dowolnej technice, zarówno przedmioty korpusowe, jak i
biżuteryjne. Podstawowym materiałem miało być srebro, co wynikało z tradycji
Legnickich Przeglądów Srebra. Obiekty, które zaprezentowano na tej wystawie, w
wielu przypadkach zyskały miano dzieł ikonicznych, które stanowią klasykę
współczesnej sztuki złotniczej. Stało się tak dlatego, że temat został przez
twórców zinterpretowany niezwykle kreatywnie. Świadczą o tym pokazane na tej
wystawie prace m.in. Andrzeja Mrozińskiego, Agnieszki Bruzdy, Giedymina
Jabłońskiego, Jacka Barona, Jacka Byczewskiego, Sławomira Fijałkowskiego,
Marcina Gronkowskiego, Kamilli Rohn, Lucyny i Marka Nieniewskich czy Mariusza
Pajączkowskiego.
Marcin Gronkowski, broszka, Kolekcja Współczesnej Polskiej Sztuki Złotniczej Marii Magdaleny Kwiatkiewicz
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Artykuł dostępny w wydaniu drukowanym